Najpiękniejsze miasto w Laosie?

Zanim przeczytasz o tym mieście, zerknij na ogólne informacje o Laosie. Znajdziesz tu informacje o wizach, walucie, pogodzie - kiedy najlepiej jechać do Laosu i kilka praktycznych informacji.

LUANG PRABANG

Pierwsze wrażenia z Luang Prabang

Jako że staramy się przedstawiać Wam każde miejsce naszymi oczyma, a nie powielać to, co piszą inni w swoich blogach czy instagramie, chciałabym podzielić się z Wami nie tylko tym co można zobaczyć w tym mieście czy jak się tu dostać, ale jak to miasto odebraliśmy i co nas tutaj zaskoczyło. Właściwie cały Laos to dla nas jedno wielkie zaskoczenie, część na plus część na minus, ale o tym poniżej. To będzie długa historia, więc jak przyszliście tylko po ogóle informacje - powyżej macie spis treści - możecie tę opowieść skipnąć ;) 

rzeka w Laosie
rzeka w Laosie

Luang Prabang, to pierwsze miasto, które odwiedziliśmy zaraz po obspacerowniu stolicy z każdej strony (jak wspominałam, jest niewielka, możecie ją śmiało przedreptać na nogach i zobaczyć główne atrakcje - TUTAJ możecie przeczytać o stolicy). Powiem Wam szczerze, że byliśmy tym miejscem - może nie zawiedzeni - ale zdziwieni. Trochę inaczej wyobrażaliśmy sobie ten kraj i to miasto. Nasza podróż do Laosu miała być trochę backpackerską przygodą, jak kiedyś Sri Lanka, którą przejechaliśmy od północy po południe i doświadczyliśmy pięknych przygód. Jednak to, co zastaliśmy w wielu miejscach w tym kraju, bardzo odbiegało od naszych wyobrażeń. No cóż.... kolejna lekcja rzeczy oczywistych - nastawianie się na konkretne doświadczenia, jadąc w nieznane miejsce nie ma sensu. I tak było z Laosem.

Przyjechaliśmy dość późno, bo po zachodzie słońca. Byliśmy trochę głodni po podróży, więc chcieliśmy się zameldować, zostawić bagaże i iść coś zjeść i pokręcić się po mieście. No i od razu przywitała nas niemiła niespodzianka, która zapewne wpłynęła trochę na pierwsze wrażenie, mimo że staramy się takimi rzeczami nie sugerować. Przyjechaliśmy do hotelu - oczywiście angielskiego ni w ząb. No to lecimy translatorem. Waszej rezerwacji nie ma.... Jak nie ma, jak jeszcze dzisiaj pisałam do Was, że będziemy ok. 19:00 i wysłaliście mi listę rzeczy, które mogę od Was kupić - od odbioru z dworca, aż po jeżdżenie na słoniach (no zdenerwowali mnie już tymi słoniami)... No nie ma... Recepcjonista nerwowo przekłada kartki, kombinuje, dzwoni - JEST! Udało się - płacimy! Nie mieliśmy tyle gotówki, więc chcieliśmy zostawić rzeczy i iść do bankomatu - nie ma opcji. Płacicie teraz. Mówimy ok, to proszę ściągnąć z karty na Agodzie. Nie ma dostępu do Agody... Ok zapłacimy w dolarach - no to wymyślił jakieś opłaty za przewalutowanie i jeszcze prowizję nie wiadomo za co - przypominam, że zarówno dolary, jak i laotańskie kipy są normalnie w obiegu. Już powoli moja cierpliwość się kończy. Trwało to dość długo - w końcu rozmawialiśmy z właścicielem przez telefon, który nas przeprosił, powiedział że jutro z nim się rozliczymy, więc udało się i wyszliśmy w poszukiwaniu jedzenia.

No i zaskoczenie kolejne... idziemy, idziemy, idziemy... pusto, cicho, ciemno i... głucho. Restauracje przepiękne, kelnerzy pod muchą, stoliki w obrusach, a knajpy albo puste albo zajęte ze dwa stoliki, nie gra żadna muzyka, uliczki ciemne. Idziemy w stronę rzeki - tam na pewno się coś dzieje! Jakie było nasze zdziwienie, że było równie ciemno, pusto i głucho... Zjedliśmy w końcu coś na szybko, wypiliśmy po piwku i wróciliśmy do pokoju.

Nasz pokój okazał się jednym wielkim śmierdzącym stęchlizną dramatem. Cieszyliśmy, że zarezerwowaliśmy go tylko na jedną noc. Kosztował ok. 100 zł, zatem jak na laotańskie standardy - niemało. W nazwie miał LUX - ale tylko chyba z powodu balkonu. Oszczędzę Wam widoków, w wyróżnionych relacjach na instagramie możecie przeczytać na gorąco - z wyraźnie wyczuwalną emocją - i zobaczyć kilka zdjęć z tego wspaniałego pobytu.

Następnego dnia, niewyspani i wkurzeni zaczęliśmy szukać noclegu na kolejne dni, mając w głowie - trzeba będzie stąd uciekać szybciej niż planowaliśmy. Cały dzień szukaliśmy spanka. Przeszliśmy kilkanaście hoteli, hosteli, guesthousów i innych podobnych miejsc - mimo że widzieliśmy dostępność i ceny na Agodzie czy bookingu, podawali zaporową cenę - nawet 100 USD za średniej jakości niewielkie drewniane pokoiki. Ni cholery tyle nie zapłacimy. W końcu udało się znaleźć coś sensownego za 25 USD za dobę.

Jak już wiecie, początek nie był udany, ale postanowiliśmy zakończyć złe wrażenia lampką wina na tle zachodzącego słońca nad Mekongiem i zacząć tę przygodę od nowa.

Kolejny spacer jednak nie zmienił ogólnego wrażenia o tym mieście wieczorową porą. Po roku w Azji, w kolorowej i imprezowej Tajlandii, równie neonowym i głośnym Wietnamie, tętniących nocnym życiem miastach Kambodży, Malezji czy nawet Bali - Laos mocno odbiegał od tych obrazów, do których się przyzwyczailiśmy. Momentami czułam, może nie strach, ale zaniepokojenie. Ciemne uliczki, siedzący panowie z fajką pod drzewami i te puste wypasione knajpy... Kto tam chodzi? Po co to otwarte, skoro nie ma gości? A jak są goście, to dlaczego nie gra nawet muzyczka? Było to dla nas bardzo dziwne i nienaturalne. Nauczyliśmy się jednak żeby zaopatrzyć się wcześniej w jakieś przekąski, bo po 21:00 ciężko znaleźć coś do jedzenia.

Miasto jednak - na całe szczęście - uroku nabiera za dnia.

Luang Prabang
Luang Prabang

Rzeczywiście jest to przepiękne miasteczko - a przynajmniej jego turystyczna część. Pełno tu pięknych świątyń, kolorowych budynków, uroczych uliczek, po których można jeździć na rowerach, skuterach, tuk tukach, meleksach czy innych kolorowych środkach transportu, które można wypożyczyć. W ciągu dnia Luang Prabang zdecydowanie nabiera uroku, a spokój tego miasta staje się mniej przerażający, a bardziej relaksujący. O ile lubisz jak budzi Cię gong z pobliskiej świątyni o 4:00 rano ;) Ale o mnichach przeczytacie TUTAJ.

Mimo że miasto okazało się być pięknym i klimatycznym miejscem, a te wszystkie ekskluzywne restauracje okazały się bardzo tanie i smaczne, Luang Prabang budzi w nas nadal mieszane uczucia i nie jest na liście naszych ulubionych miejsc.

Przede wszystkim dla nas jest tutaj niewiele autentyczności, a cała ta jego przepiękna część, przypomina dla nas bardziej teatr, francusko-chiński teatr.

W architekturze miasta widać przede wszystkim wpływy kolonialne, głównie francuskie. Większość pięknych restauracji, kawiarni czy barów, w których stołują się głównie turyści, ma francuskiego właściciela - albo współwłaściciela. Hotele z kolei, są w dużej mierze własnością Chińczyków. Nie dziwne - w końcu poprowadzili sobie linię kolejową (podlikowałam Wam info z Wikipedii - polecam szczególnie fragment nazwany "Financing") przez Luang Prabang, Vang Vieng - aż do stolicy, aby mieć gdzie spędzać weekendy czy wakacje... a Luang Prabang jest najbliżej.

Już wiemy dlaczego tak ciężko było nam znaleźć coś w sensownym standardzie i cenie. Biały turysta, to nie jest najbardziej pożądany typ turysty w Laosie. To nie my wydajemy tutaj największe pieniądze. Najwięcej kasy zostawiają Chińczycy - a właściwie całe autokary Chińczyków, których zwożą tutaj prywatnymi busami, pakują do meleksów, rozwożą po swoich hotelach, ze swoimi przewodnikami oprowadzają po atrakcjach, a na koniec jedzą w swoich własnych knajpach i wracają do domu swoim własnym pociągiem albo swoją własną autostradą.

Szkoda tylko w tym wszystkim Laotańczyków i ich lokalnych biznesów, których niemal nie widać spoza odnowionych uroczych budyneczków z kolorowymi okiennicami, kawiarniami z pachnącymi croissantami zza szklanej lady, stolików z białymi obrusami i kawy w porcelanowych filiżankach. Kiedy już pójdziemy do takiego lokalnego miejsca, gdzie na próżno szukać karty menu po angielsku, zazwyczaj patrzy się na nas podejrzliwie albo jesteśmy witani bez nadmiernej życzliwości, znanej chociażby z Tajlandii - i żebyście mnie dobrze zrozumieli - nie oczekujemy, że w lokalnej knajpie będą nas traktować jak króli, po prostu mówię jak jest. Niektórzy mogą się spodziewać, że każdy będzie zainteresowany krótką rozmową, pytaniem skąd jesteście czy dosiądą się do Was z kieliszkiem wódeczki, jak to często bywa w takich miejscach choćby w Wietnamie. Na początku czuliśmy się tutaj wręcz niechciani, dlatego mieliśmy bardzo mieszane uczucia i wrażenia przez pierwsze tygodnie, jednak po czasie trochę zrozumieliśmy o co tu chodzi...

Nieufność Laotańczyków do obcych jest dla mnie teraz zrozumiała. Historia ich nie oszczędzała, a obecne wydarzenia ich w tym utwierdzają. Okazuje się, że nawet "przyjaciele", którzy wyciągają pomocną dłoń, okazują się wpędzać ich w jeszcze większe tarapaty. Dlatego - NIE, drogi turysto - mieszkańcy nie będą się do Ciebie uśmiechać i dziękować, bo wydajesz tu pieniądze. Przygotuj się na zupełnie inne doświadczenia.

Z taką właśnie wiedzą, odczuciami i zawodem opuściliśmy Luang Prabang. Zdążyliśmy trochę pozwiedzać i zmarznąć - ale o tym już przeczytacie dalej :)

Świątynia Laos
Świątynia Laos
Złota godzina Mekong Laos
Złota godzina Mekong Laos

PS: Pamiętajcie, że wszystko o czym Wam tu piszę, to są moje prywatne odczucia, doświadczenia i przemyślenia. Wiele osób jest zachwyconych tym miejscem, pięknymi buddyjskimi zwyczajami, świątyniami, lokalnymi targami i tą wspomnianą ciszą i spokojem, która jest czymś naprawdę niespotykanym. Miasto niewątpliwie ma swój urok i jeżeli tu przyjedziecie, na pewno będziecie oczarowani wyjątkowością tego miejsca. Na pewno nie warto go pomijać przyjeżdżając do Laosu.

My już jako bardziej podróżnicy niż turyści, szukamy w danym miejscu czegoś więcej niż tylko główne atrakcje. Chcemy doświadczać, wchodzić trochę głębiej, poznawać historię ale też szarą rzeczywistość. Trochę mniej już się zachwycamy, za to trochę więcej zauważamy. Chcemy się dzielić swoim punktem widzenia, bo większość opisów Luang Prabang, to same zachwyty. Myślę, że dobrze jest znać różne punkty widzenia, żeby nie było zaskoczeń ;)

A teraz do meritum.

Co warto zobaczyć w Luang Prabang?

Świątynie:

  • Wat Xieng Thong

    Jest uznawana jest za jedno z najważniejszych miejsc buddyjskich w kraju, a Kaplica Królewska w świątyni jest miejscem, gdzie odbywały się koronacje królów Laosu. Jeden z najbardziej znanych elementów Wat Xieng Thong to "Drzewo Życia", czyli mozaika przedstawiająca symboliczne interpretacje cyklu narodzin i śmierci.

  • Wat Mai Suwannaphumaham

    Jedna z największych i najważniejszych świątyń w Luang Prabang. W przeciwieństwie do wielu innych świątyń i zabytków w Laosie, Wat Mai Suwannaphumaham uniknęła zniszczeń podczas chińskiej inwazji w latach 1887-1889. Chińczycy nie zniszczyli budynku, bo uważali, że był zbyt piękny - i to samo wrażenie robi dziś.

    W połowie kwietnia, podczas Laotańskiego Nowego Roku, w świątyni zbiera się tysiące wiernych, aby się pomodlić i oddać cześć Buddzie.

  • Wat Wisunalat

    Jedna z najstarszych świątyń w Luang Prabang, założona w 1513 roku przez króla Wisunarat. Świątynia ta była wielokrotnie niszczona i odbudowywana w ciągu swojej długiej historii, ale zachowała swój pierwotny charakter i urok. Wewnątrz Wat Wisunalat znajduje się posąg Buddy, który jest uważany za jeden z najstarszych i najważniejszych w całym Laosie. Jest on chroniony i pielęgnowany przez mnichów, którzy regularnie się modlą i ofiarują mu rytuały.

  • Wat Sensoukharam

    Czyli „Świątynia 100 000 skarbów” to jedna z najpiękniejszych świątyń w Luang Prabang. Zbudowana w 1718 roku przez króla Kitsaratha ze 100 000 kamieni pochodzących z rzeki Mekong.

Pałac Królewski Haw Kham

To dawna rezydencja królewska, obecnie Muzeum Narodowe. Można poznać historię i kulturę Laosu, oglądając kolekcje sztuki, rękodzieła i artefaktów historycznych - my odpuściliśmy to miejsce.

Góra Phousi

To wzgórze w samym sercu Luang Prabang, z którego rozciągają się wspaniałe widoki na miasto, rzeki i otaczające go góry. Wspinaczka na szczyt Góry Phousi zajmuje około 20-30 minut i jest stosunkowo łatwa. Obowiązuje niewielka opłata za wstęp. Niestety z powodu skróconego pobytu ze względów opisanych w "pierwszym wrażeniu", jak i ze względu nagłego spadku temperatury z 28 stopni do 17 stopni i dużego wiatru spowodowanego nadejściem monsunu z Chin, byliśmy zmuszeni pominąć i to miejsce.

Wieczorny Rynek Nocny

Jedna z najbardziej lokalnych i autentycznych atrakcji tego miasta (naszym zdaniem). Każdego wieczoru ulice Luang Prabang ożywają na nocnym rynku, gdzie można kupić ręcznie robioną biżuterię, ubrania, tekstylia, rzeźby i przysmaki, charakterystyczne dla Laosu.

Most Bamboo Bridge (Most Bambusowy)

Wiszące mosty to jedne z najbardziej znanych atrakcji w Luang Prabang. Most Bambusowy jest ciekawy, gdyż jest on zwykle odbudowany lub wzmacniany co roku na sezon deszczowy, ponieważ w tym czasie poziom wody w rzece Mekong wzrasta i zalewa brzegi. Jest on wykonany całkowicie z bambusa i jest dostępny dla pieszych oraz rowerzystów. W sezonie suchym, kiedy poziom wody jest niższy, można go z łatwością przekroczyć, natomiast w sezonie deszczowym może być niedostępny. My byliśmy w zaraz po porze deszczowej i wygląda na to, że konstrukcja nie przetrwała, jednak dostępna była przeprawa promowa na drugą stronę rzeki.

Jeden z piękniejszych wodospadów, jakie widzieliśmy. Znajduje się około 30 km od Luang Prabang. Wodospad ten składa się z serii kaskad, które spadają z wysokości około 60 metrów. Jedną z charakterystycznych cech Wodospadu Kuang Si jest turkusowy kolor wody, co jest spowodowane przez zawartość wapnia. Warto pamiętać, że kolor wody może się różnić w zależności od pory dnia - w godzinach porannych lub wieczornych, gdy słońce jest nisko na niebie, kolor może być bardziej intensywny niż w południe, gdy słońce jest wysoko, a także w zależności od pory roku - podczas pory deszczowej, gdy opady deszczu są większe, woda w wodospadzie może być bardziej mętna i ciemniejsza ze względu na spłukiwanie osadów z otaczającej wodospad dżungli. To miejsce warto zatem odwiedzić zatem z rana w porze suchej, kiedy to woda może być czystsza i o intensywniejszych barwach.

Wodospad Kuang Si

Oprócz imponującego Wodospadu Kuang Si, w tym samym obszarze znajduje się również Sanctuary Bear Rescue Center. Jest to ośrodek prowadzony przez organizację Free the Bears. Zajmuje się on ratowaniem i rehabilitacją niedźwiedzi azjatyckich, skonfiskowanych od kłusowników, którzy sprzedawali je do farm, gdzie były wykorzystywane do produkcji żółci, stosowanej w chińskiej medycynie tradycyjnej. Ośrodek ten istnieje dzięki darowiznom i sponsorom. Można pomóc ośrodkowi kupując koszulkę lub adoptując niedźwiedzia.

Możecie się tutaj dostać również wykupując wycieczkę zorganizowaną na stronie GetYourGuide, możecie zarezerwować bezpośrednio z tego miejsca poniżej.

Pochód mnichów i ceremonia wręczania jałmużny

Jak klikniecie w obrazek mnicha, pojawią się nasze wyróżnione relacje z Laosu.

Zapraszam do śledzenia naszych przygód na bieżąco :)

Każdego ranka o wschodzie słońca na ulicach miasta Luang Prabang ma miejsce niesamowite wydarzenie. Mnisi odziani w swoje tradycyjne pomarańczowe szaty, wyruszają z klasztorów po porannej modlitwie i śpiewach (i waleniu w gong o 4:00 rano - mieszkaliśmy przy świątyni, nie popełniajcie naszego błędu), aby zebrać dary w postaci jedzenia. Na ramionach mają przewieszone specjalne misy, do których mieszkańcy wkładają jedzenie. Głównie jest to ryż khao niew - szczególnie bogaty w węglowodany, który długo się rozkłada i stanowi podstawę diety mnichów.

Ceremonia ta nosi nazwę Tak Bat (lub Sai Bat) o powinna odbywać się w całkowitej ciszy. Z założenia jest ona formą medytacji.

Po zakończeniu pochodu mnisi wracają do swoich klasztorów, aby spożyć posiłek. Ryż, który zostanie po śniadaniu, zjada się na lunch, który - zgodnie z regułami buddyjskimi - jest ich ostatnim posiłkiem w ciągu dnia. (Dla młodych mnichów chyba tak nie jest - nie wiem tego na pewno, ale widziałam chłopców ubranych w pomarańczowe szaty, jedzących lody ze sklepu, więc albo złamali zasady, albo jest jakieś rozróżnienie wiekowe.)

Ceremonia wręczania jałmużny jest nie tylko sposobem na zapewnienie mnichom jedzenia, ale także stanowi ważny akt religijny, w którym wierni mają okazję liczyć na różne zasługi duchowe poprzez swoją hojność i wspieranie mnichów w ich praktyce religijnej. Mieszkańcy również wstają wcześnie, ponieważ muszą ugotować kleisty ryż namoczony przez noc w wodzie, a następnie przed rytuałem zapewnić sobie miejsce na ulicy, czyli po prostu znaleźć miejsce i rozłożyć matę. Należy również zdjęć obuwie, kiedy mnisi przechodzą obok. Dary ofiarowuje się w pozycji klęczącej.

Ceremonia ta jest przepiękną wielowiekową tradychą buddyjską oraz integralną częścią życia społeczności Luang Prabang. Obecnie stanowi także sporą atrakcję turystyczną dla odwiedzających to miasto. Jeżeli będziecie kiedyś w Luang Prabang i będziecie chcieli wziąć udział w tej pięknej ceremonii, pamiętajcie proszę, aby traktować to jako duchowe doświadczenie i ogromny zaszczyt, że możecie w takim rytuale uczestniczyć.

To nie jest jedna z tych atrakcji urządzanych specjalnie pod turystów. To prawdziwa ceremonia religina, w której należy zachować się odpowiednio i respektować zasady panujące podczas jej trwania. Przede wszystkim zachowajcie dystans. Nie blokujcie mnichom trasy, pozostawcie przestrzeń dla jałmużników, nie róbcie zdjęć z bliska. Jeżeli chcecie sfotografować to wydarzenie, ustawcie się w odpowiedniej odległości, wyłączcie lampę błyskową i nie pozujcie z nikim biorącym udział w procesji. Ubierzcie się odpowiednio - jak do świątyni. Kolana i ramiona powinny być zakryte. Niektórzy sprzedawcy sprzedają ryż i oferują wzięcie udziału w ceremonii, raczej jednak jest zalecane dla turystów, aby być bardziej obserwatorem tej ceremonii. Jeśli jednak będziecie chcieli wziąć w niej czynny udział, nie kupujcie kleistego ryżu w pobliskich straganach. Często jest to ryż kilkudniowy i może spowodować zatrucie pokarmowe mnichów. To są ludzie, którzy chcą po prostu zarobić na turystach. Zamiast tego poproście w hotelu albo guesthousie, w którym śpicie, aby przygotował świeżo zrobiony kleisty ryż lub zapytajcie gdzie można go kupić. Na ulicach czy w sklepach często widać panie, które taki ryż codziennie na bieżąco przygotowują. Lepiej kupić go w takich miejscach.

Tak bat ritual in Luang Prabang, Laos. LatitudeStock-Stuart Pearce/Getty Images

Jeżeli szukacie wycieczek zorganizowanych w Laosie, zapraszam serdecznie do skorzystania z naszego linku w GetYourGuide. Dzięki temu my możemy otrzymać niewielkie benefity na dalsze podróże.

Spersonalizowany plan podróży?

Chcecie odwiedzić Tajlandię, potrzebujecie kogoś, kto zaplanuje wakacje dla Was? A może potrzebujecie kilku wskazówek lub rozmowy? Jesteśmy do Waszej dyspozycji.

Skontaktuj się z nami

Masz pytania dotyczące podróży do Azji? Masz sugestie dotyczące bloga? Chcesz z nami współpracować? Szukasz pomocy lub chcesz się spotkać na kawę?

Zapraszamy do kontaktu.